O matko! Dziękuję, dziękuję i
jeszcze raz dziękuję, jesteś koffani!
W nagrodę macie notkę na ponad 5 stroneczek;*.
W nagrodę macie notkę na ponad 5 stroneczek;*.
Odpowiedzi na
komentarze:
Nita (o ile się dobrze wnioskuję,
to ty mi napisałaś, jako: Billica@onet.pl):
Wiem, zajebiście to opisałam, ale to dopiero początek problemów, Billa..
Oliwia: Wiem, że mało, kto zna ten
Parring. (Mam pomysł już na kolejne opowiadanie).
Xxx: Dzięki :D..
:3 – Dzięki ;))..
Pozdrawiam: Kushina w Yakuzie..
Rozdział: 4. – Dyskoteka cz. 1 z
2.
Adam:
Całą drogę przegadaliśmy i śmialiśmy
się. A gdy dotarliśmy na lotnisko, wyskoczyłem z samochodu i westchnąłem.
Wyciągnąłem nasze torby. Byliśmy, jako drudzy. Nauczycielka (, co prawda
nieprzytomna, no, ale cóż zrobić?) była, jako pierwsza. Siedziała na krześle i
miała zamyśloną minę. Przywitałem się z kobietą z miłym uśmiechem, a ta odparła
zmęczonym tonem: „Dzień dobry, chłopcy.”. Po niecałej pół godzinie, pozostała
część ludzi zaczęła się zbierać. Wszyscy na wpół spali oraz siedzieli na torbach.
Były tu dwie może trzy klasy. Z naszej jechałem tylko ja i Kris. A właśnie!
Allen właśnie wyciągnął teczkę z plecaka i przyglądał się jej uważnie.
Podszedłem do przyjaciela, który zmarszczył śmiesznie nos. Zapytałem go:
- Co jest? Stary… – Chłopak prychnął i
spojrzał na mnie.
- Pamiętasz tego chłopaka? – Kris,
wyciągnął fotkę jakiegoś blondyna.
- Czy to nie Ratliff? – Zdziwiłem się.
Blondyn strasznie wyładniał? Eee… Innym określeniem nie dało się go opisać niż
„ładny”. Miał białą koszulę i czarne spodnie. Ciekawe, czemu tak nagle zniknął?
Może dla tego, że go podrywałem? Z
zamyślenia wyrwał mnie przyjaciel szturchając mnie w ramię. Uniosłem na niego
wzrok, a następnie zapytałem go spokojnie, „co jest?”. Chłopak uśmiechnął się
lekko i szepnął, że idziemy już do samolotu. Przeszliśmy przez bramki i
weszliśmy do samolotu.
- Więc, mieszkasz u Ratliffa?
- Nie zaczyna się zdania, od „więc” –
Mruknął, ale ja machnąłem na to lekceważąco ręką. – Ale, pewnie, że mieszkam… –
Uśmiechnął się lekko.
Już nie mogłem się doczekać aż do
lecimy do miejsca przeznaczenia. Wsiadłem do samolotu, włączyłem MP4 i zacząłem
słuchać muzyki. Po chwili usiadł przy mnie Kris, gadał coś do mnie, a ja
westchnąłem cicho, wyciągając słuchawkę z lewego ucha.
- Co gadasz?
- Mówię, że zgłodniałem. – Westchnął.
- Może być baton? – Zapytałem
wyciągając snickersa z plecaka.
- Daj, dzięki… – Uśmiechnął się lekko i
zaczął otwierać słodycz z opakowania. Ja przymknąłem powieki i zapiąłem pasy.
- Ej… Jak myślisz, ta blondynka będzie
chciała się ze mną u mówić? – Zapytał, również zapinając pas.
- Na pewno, tak. Jeśli pytasz o Monice.
– Uchyliłem powieki.
Chłopak ziewnął. Oparł głowę
wygodnie o oparcie biało-niebieskiego siedzenia i westchnął ciężko.
- Wiesz, zdrzemnij się…
- Dobry pomysł.. – Ziewnął. Chłopak
zamknął oczy i zasnął. Obserwowałem go przez chwile, po czym zasnąłem, w
słuchany w rytmy piosenki: Nicole Scherzinger – Don't hold your breath.
***
Zostałem obudzony, przez Krisa.
Wyglądało na to, że mamy postój. Ziewnąłem i spojrzałem na niego jak na debila.
- Co chcesz? Gdzie jesteśmy?
- Jesteśmy
na miejscu… – Ziewnął.
- O, ile przespałem?
- Całą drogę… – Również chyba, dopiero,
co się obudził.
Przeciągnął się i usiadł na fotelu.
Wyszliśmy z samolotu, oślepiło mnie marcowe słońce, świecące mocno i dosyć
ostro. Czarnowłosy stał i machał gdzieś przed siebie, zszedłem po schodach i
zapytałem go czy on to Bill Kaulitz. Chłopak odwrócił się i skinął mi głową.
Jego włosy były wypindrzone do góry. Co dłuższe kosmyki, miał puszczone luźno
na ramiona. Był pomalowany. Kwintesencją było jego ubranie. Bo wiem miał on na
sobie czarne rurki i białą koszulę, którą miał rozpiętą pod szyją. Wiadomo…
Gorąco było.
Pogadałem z nim jeszcze chwilę, po
czym podszedł jakiś gościu z czarnymi warkoczykami i w… Ogromnych ciuchach.
Miały rozmiar chyba XXXL i podtrzymywał je jedynie czarny pasek. Ah! Pewnie to
mój wymiennik, czytałem coś tam o nim… Jak mu tam Było? Eeee… Tim? Tam? Tommy? Nie...
Tom, o właśnie, jego brat.
- Okay! – Przytulił się do niego po raz
ostatni.
- Do zobaczenia.
- To w Los Angeles, będzie czekać na
Ciebie limuzyna i szofer..
- Aha… – Mruknął i uśmiechnął się lekko
do chłopaka.– Uważaj na siebie, Billy..
- I ty też… – Ziewnął, ale widać było,
że wewnętrznie cierpi i już tęskni.
- Gdzie chcesz iść? – Zapytał patrząc
na mnie
- Ja? Hmm… – Zamyśliłem się na chwilę.
– Gdzie są najlepsze dyskoteki?
- Eee.. – Spuścił głowę. Nie wiedział,
gdzie są, bo stwierdził, że nie chodzi na takie imprezy. – OMG! Bill porywam
Cię na dyskotekę…
- Nie lubię za bardzo głośnej muzyki… –
Westchnął cicho i zmienił temat. – Yyyy… Jedziemy do mnie?
- Okay..
***
Dom Billa był ładny. Miał czarny
dach i zielone ściany, drzwi były wykonane z mahoniowego drewna z owalnym
okienkiem na środku. Trawa była idealnie przycięta, a kwiaty cudownie
pachniały. Było tam też sporo drzew, a na jednej z nich wisiała huśtawka. Dom
był duży, co było widać już z daleka. Bill otworzył czarną furtkę, przez, którą
bez problemu przeszedłem.
Weszliśmy do domu, a ja
rozejrzałem się po nim ciekawsko. Ganek był w odcieniu pomarańczy, na ziemi
były podgrzewane kafelki. Była tam szafa, do której Bill włożył buty.
- Co tak stoisz? – Zapytał zdziwiony.
- Eee… Sorry. Podziwiam.. –
Uśmiechnąłem się lekko.
- Aha… Dać Ci kapcie?
- Nie, dzięki mam swoje.. – Mruknąłem i
rozwiązałem białe adidasy, które po chwili zdjąłem. Dotknąłem stopami ciepłej
podłogi. Bill zabrał buty ode mnie i włożył tuż obok swoich w idealnym rzędzie.
- Dobra, biorę się za lekcję, a później
możemy gdzieś wyjść… – Uśmiechnął się leciutko.
- Dyskoteka? – Zapytałem.
– Możemy być. – Mruknęłam.
***
Wziąłem torbę i zabrałem ją do pokoju
gościnnego. Pokój, w jakim miałem mieszkać przez dwa tygodnie lub dłużej, miał
ciemno-zielone ściany, gdzieniegdzie były narysowane kolorowe papugi. Nad
łóżkiem, na ścianie był feniks z szeroko rozłożonymi skrzydłami, które
przypominały rozłożonego Jezusa na krzyżu, z oczu wiecznego, czerwonego ptaka
płynęły łzy, krwawe, łzy. Ta ściana, a raczej ilustracja znajdująca się na
niej, zdawała się jakby ożywiona. Dotknąłem ptaka – dopiero teraz zauważając,
że ptak ma przestrzeloną pierś, strzałą –; niestety to tylko wyobraźnia.
Przyglądałem się obrazowi jeszcze przez dłuższą chwilę. Łóżko było naprawdę
duże i stało po lewej stronie od wejścia bądź wyjścia z łazienki. Duża, pusta
szafa – zasadzie to mogłem się tam rozpakować, ale nie wiedziałem, czy było mi wolno
– stała przy ścianie.
Poszedłem pod prysznic, a gdy
tylko spodniego wyszedłem to rozejrzałem się po pomieszczeniu; łazienka była
duża. Ciemnogranatowe kafelki na ścianie oraz jasno błękitne w kształcie fal na
ziemi. Szafki stały po prawej stronie wejścia. Na środku pomieszczenia była
duże jacuzzi, aktualnie bez wody i kibel. Umywalka była przy ścianie;
przyłączona do mebli.
Umyłem zęby nową szczoteczką, na
którą na łożyłem sobie ówcześnie pastę blendamed i wyszedłem z pomieszczenia, a
następnie podszedłem do torby. Zajrzał do mnie Bill. Stałem, a raczej kucałem
grzebałem w swojej torbie, przebierając w niej wszystkie swoje bluzki,
koszulki, spodnie, skarpetki oraz bokserki.
- Adam? – Spytał niepewnie.
- Słucham? – Odwróciłem do niego swoją
głowę. Miał na sobie fioletową bluzę z kapucą oraz czarne spodnie.
- Wiem już gdzie są dyskoteki…
Sprawdziłem w necie. – Oznajmił z uśmiechem.
- Okej… – Uśmiechnąłem się.
- Tylko za nim tam pójdziemy to, chcę
Cię zapytać, co chcesz zjeść?
- Ja? Eee… W sumie, to obojętne. – Wzruszyłem
ramionami. Bingo! – Wyciągnąłem bokserki w panterkę.
- To się ubieraj i chodź do kuchni. Po
schodach w dół, drugie drzwi, te, które są otwarte, cały czas. Te pierwsze są
do łazienki gościnnej, tam jest tylko ubikacja i umywalka.
- Okej, spoko…
***
Ubrałem się i jedynie w spodniach
poszedłem do kuchni. Bill zrobił kanapki z… Sałatą zielonym ogórkiem oraz co
mnie zaskoczyło ze szpinakiem. Nie byłem przyzwyczajony do takiego jedzenia.
- Bill? – Skrzywiłem się lekko. – Ja
jadam troszkę inaczej… – Ugryzł kawałek kanapki.
- To pogrzeb sobie w lodówce i znajdź, sobie
coś odpowiedniego.
- Spoko… – Wziąłem się za
przeszukiwanie lodówki.
Wziąłem sobie drzem, zauważyłem jajka.
Mmm… Zrobię rano naleśniki z serem i z dżemem
***
Zjedliśmy obiadokolację, Bill
poszedł się wypindrzyć, a ja poszedłem się przebrać. Założyłem na tyłek obcisłe
spodnie i ciemną koszulkę, która przylegała do ciała. Założyłem białe Adidasy,
a potem czekałem na niego przed domem, patrząc w rozgwieżdżone niebo. Bill
wyszedł po chwili ubrany białe rurki, biało-czarną koszulkę, która miała paski
poziomo oraz nie zgadniecie, ale… Miał też białą kurtkę i szal w tym
samym odcieniu, co koszulka, oh no, i oczywiście buty na obcasie!
- I co? – Westchnął widać było, że czuł
się zakłopotany.
- Wyglądasz, jak… – Zawahałem się – …
Jak kobieta…– Dodałem. – Uznaj to, jako komplement.. – Uśmiechnąłem się ciepło.
- Dzięki.. – Jego pomalowane pudrem
policzka dopadł krwisty rumieniec. – No to idziemy? – Zwinnie zmienił temat.
***
W klubie nocnym kręciło się wiele
osób. Mężczyźni i kobiety wchodzili, podając dokumenty ochronie.
- Słuchaj, my nie mamy osiemnastu lat
skończonych. – Mruknął Bill. – Może chodź gdzieś indziej?
- Oh, nie, nie ma mowy! – Teraz ja
podchodziłem do mężczyzny. – Dwa, poproszę..
- Dowód…
- Proszę Cię, czy ty wiesz, z kim
rozmawiasz? – Zapytałem zdenerwowany, chociaż te nerwy były udawane. Facet
uniósł głowę i spojrzał na mnie z nad czarnych okularów. – Jestem z Los
Angeles, jestem modelem, jeżeli mi nie pozwolisz wejść z moim przyjacielem,
uwierz mi, twoja posada zawiśnie na włosku.
- No, dobra, dobra… Wchodźcie. –
Mruknął. – Ale coś się należy… – Uśmiechnął się lekko, wrednie.
- Ile?
- 80 euro.. – Dałem mu w łapę.
Weszliśmy do środka, a raczej ja wszedłem do środka, a Billa wciągnąłem siłą.
Rozejrzałem się po klubie, pół nagie dziewczyny, niektóre całkiem nagie kręciły
tyłeczkami na parkiecie światła migotały z głośników płynęła ostra muzyka,
pop-rockowa. Bill skrył się za mną, czerwony na twarzy.
- Wyluzuj, chodź, po tańczyć.! – Wrzasnąłem
przekrzykując muzykę.
…******…
PS.: Od następnego razu będę pisać raz jako Bill
a raz Adam;].…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz