Jestem
zmęczona i chora… Jak dojdę do siebie * Kicha! * to, to sprawdzę;)) Ludzie!! Dziękuję, za komentarze. Kochani jesteście
:D!!
Pozdrawiam: Kushina w
Yakuzie…
Rozdział:
3. – Nasze spojrzenia się spotkały!!
Bill:
Gdy tylko otworzyłem oczy, Tom
pochylał się nade mną, lekko szturchając mnie w ramie.
- Co jest? – Przeciągnąłem się.
- Musimy już iść… – Mruknął, po czym wyszedł
z pokoju zabierając coś z podłogi. Wazonik! Ale z niego niezdara.
- Już wstaję, wstaję, noo… – Ziewnąłem
i usiadłem. – Tom, masz wszystko? – Zapytałem, lukając na zegar. 10.30. –
Gitarę, laptopa, zasilacz, pieniądze, kartę kredytową matki, telefon i
ładowarkę, jedzenie?
- Tak, wszystko mam..
- A dokumenty?
- Też..
- To dobrze.. – Mruknąłem. – To za ile
masz być na lotnisku?
- O 12.15, z tobą, bo musisz wziąć
wymiennika.
- Taa.. Już zaczynam tęsknić. –
Westchnąłem smutno. Tom objął mnie po bratersku.
- Zobaczysz, wrócę bardzo szybko..
- Hehe.. Mam nadzieje..! – Uśmiechnąłem
się
- Ej! Tylko nie rycz… – Parsknął
śmiechem. – To dobre dla bab..
- Taa.. – Przewróciłem oczami i wstałem
z wyrka idąc do łazienki. – Idę się wykąpać.
- Spoko!
Jak co dzień wziąłem kąpiel i
zrobiłem sobie make-up, gdy wyszedłem z łazienki, Tom siedział u siebie.
Słyszałem, jak gra na gitarze. Ubrałem się w czarne rurki i białą koszule na
nogi założyłem czarne skarpetki i tego samego koloru buty, ale wysokich
koturnach. Byłem gotowy.
Zapukałem
do brata, który zaprosił mnie do środka.
- Ehh… Znowu „śliiicznie” wyglądasz. –
O my fucking Goth! Tom i sarkazm.
- Co jest?
- Rzuciła mnie.. – Westchnęła.
- Ehh… W Stanach znajdziesz sobie pełno
takich lasek.. – Chciałem powiedzieć, że „znajdziesz sobie pełno nowych dup”,
ale się powstrzymałem.
- Mhm… Walić ją! Bill podpisz mi zgodę.
– Mruknął cicho.
- Okey.. – Wziąłem papier do ręki i
machnąłem na świstku podpis.
***
Wsiedliśmy do taksówki, po którą
zadzwonił Tom i ruszyliśmy stronę Hamburskiego lotniska. To miała być długa
droga. Ponad trzy godziny jazdy. Ehh…
- Tom wszystko masz? Telefon, kartę
kredytową matki, dokumenty?
- Już o to pytałeś… – Ciężko westchnął.
- Wiem, przepraszam nakręcam się..! –
Pisnąłem i wtuliłem się w brata. Tom wziął mnie na kolana i pogładził po
głowie, wzdychając cicho.
- Tak, zauważyłem. – Zaśmiał się. –
Wrócę cały i zdrowy… – Uśmiechnął do mnie czule.
- Tak wieem, ale martwię się…
Pogadaliśmy
jeszcze chwile, a gdy zszedłem z jego kolan. Tom wyciągnął z plecaka książkę, a
ja położyłem głowę na jego ramieniu i zacząłem sunąć wzrokiem po teksie. Tom kończył
czytanie w tym samym momencie, co ja.
Kierowca
powiedział, że już jesteśmy. Zapłaciliśmy mu i poszliśmy na lotnisko. Cała
klasa, wraz z rodzicami czekali na wymienników. U nas było troszeczkę inaczej.
A mianowicie; nasza matka jest gwiazdą filmową, a ojczym producentem. My, jako dzieciaki,
woleliśmy zostać w domu. I tak już od trzech, może czterech lat. Codziennie
dostajemy od Simone od koło 10 000 dolarów, które głównie wydajemy na
ciuchy, jedzenie i opłaty, a i tak jeszcze sporo zostaję. Nie lansujemy się
tym, że mamy tyle forsy. Mieszkamy z bratem w małej miejscowości, z daleka od
centrum miasta. Loitsche jest to
dzielnica gminy w Niemczech, w kraju związkowym Saksonia-Anhlt, w powiacie börde, w gminie związkowej Elbe-Heide. W
naszym miasteczku jest około 600 mieszkańców. A wracając do naszej matki; widzimy
ją, raz może dwa razy do roku.
Tom
objął mnie mocno i pobiegł w stronę grupy i samolotu, gdzie nauczycielka
odbierała zgody. Spojrzałem na brata smutno, chciałem wrzasnąć, żeby nie leciał,
żeby mnie nie zostawiał.
- Du bist Bill? – Ktoś mnie zapytał, a
ja odwróciłem się przodem do wysokiego chłopaka, który wyglądał, jak rasowy… Pedał.
Czarna obcisła koszulka (upierałbym się nawet, że jest za ciasna, a koleś zaraz
runie na ziemie nie przytomny), czarne rękawiczki i tego samego koloru obcisłe
spodnie.
- Ja.. Ich bin Bill… – Mruknąłem. – A
ty, to pewnie Adam? – Zapytałem.
- Tak… Myślałem, że będzie ciebie ciężej
znaleźć. – Adam podał mi pomalowaną czarnym lakierem dłoń, którą uścisnąłem i nasze spojrzenia się spotkały. Przeszedł mnie
dreszcz. Adam miał błękitne oczy, w których można był zatonąć.
- Bill, czas na mnie! – Z tego
„zafascynowania” wyrwał mnie krzyk mojego bliźniaka.
- Okay! – Przytuliłem się do niego po
raz ostatni.
- Do zobaczenia.
- To w Los Angeles, będzie czekać na
Ciebie limuzyna i szofer..
- Aha… –Mruknął i uśmiechnął się lekko,
do mnie – Uważaj na siebie, Billy..
- I ty też… – Ziewnąłem.
I zniknął w samolocie,
a ja zacząłem rozmawiać z Adamem.
- Gdzie chcesz iść?
- Ja? Hmm… – Zamyślił się Adam. – Gdzie
są najlepsze dyskoteki?
- Eee.. – Spuściłem głowę. – Nie wiem,
nie chadzam na dyskoteki.
- OMG! Bill porywam Cię na dyskotekę…
- Nie lubię za bardzo głośnej muzyki… – Westchnąłem cicho. – Yyyy… Jedziemy do mnie?
- Okay..
…******…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz