piątek, 20 kwietnia 2012

3. - Nasze spojrzenia się spotkały!!

Jestem zmęczona i chora… Jak dojdę do siebie * Kicha! * to, to sprawdzę;)) Ludzie!! Dziękuję, za komentarze. Kochani jesteście :D!!

Pozdrawiam:   Kushina w Yakuzie…
Rozdział: 3. –  Nasze spojrzenia się spotkały!!
Bill:
            Gdy tylko otworzyłem oczy, Tom pochylał się nade mną, lekko szturchając mnie w ramie.
-           Co jest? – Przeciągnąłem się.
-           Musimy już iść… – Mruknął, po czym wyszedł z pokoju zabierając coś z podłogi. Wazonik! Ale z niego niezdara.
-           Już wstaję, wstaję, noo… – Ziewnąłem i usiadłem. – Tom, masz wszystko? – Zapytałem, lukając na zegar. 10.30. – Gitarę, laptopa, zasilacz, pieniądze, kartę kredytową matki, telefon i ładowarkę, jedzenie?
-           Tak, wszystko mam..
-           A dokumenty?
-           Też..
-           To dobrze.. – Mruknąłem. – To za ile masz być na lotnisku?
-           O 12.15, z tobą, bo musisz wziąć wymiennika.
-           Taa.. Już zaczynam tęsknić. – Westchnąłem smutno. Tom objął mnie po bratersku.
-           Zobaczysz, wrócę bardzo szybko..
-           Hehe.. Mam nadzieje..! – Uśmiechnąłem się
-           Ej! Tylko nie rycz… – Parsknął śmiechem. – To dobre dla bab..
-           Taa.. – Przewróciłem oczami i wstałem z wyrka idąc do łazienki. – Idę się wykąpać.
-           Spoko!
            Jak co dzień wziąłem kąpiel i zrobiłem sobie make-up, gdy wyszedłem z łazienki, Tom siedział u siebie. Słyszałem, jak gra na gitarze. Ubrałem się w czarne rurki i białą koszule na nogi założyłem czarne skarpetki i tego samego koloru buty, ale wysokich koturnach. Byłem gotowy.
Zapukałem do brata, który zaprosił mnie do środka.
-           Ehh… Znowu „śliiicznie” wyglądasz. – O my fucking Goth! Tom i sarkazm.
-           Co jest?
-           Rzuciła mnie.. – Westchnęła.
-           Ehh… W Stanach znajdziesz sobie pełno takich lasek.. – Chciałem powiedzieć, że „znajdziesz sobie pełno nowych dup”, ale się powstrzymałem.
-           Mhm… Walić ją! Bill podpisz mi zgodę. – Mruknął cicho.
-           Okey.. – Wziąłem papier do ręki i machnąłem na świstku podpis.
***
            Wsiedliśmy do taksówki, po którą zadzwonił Tom i ruszyliśmy stronę Hamburskiego lotniska. To miała być długa droga. Ponad trzy godziny jazdy. Ehh…
-           Tom wszystko masz? Telefon, kartę kredytową matki, dokumenty?
-           Już o to pytałeś… – Ciężko westchnął.
-           Wiem, przepraszam nakręcam się..! – Pisnąłem i wtuliłem się w brata. Tom wziął mnie na kolana i pogładził po głowie, wzdychając cicho.
-           Tak, zauważyłem. – Zaśmiał się. – Wrócę cały i zdrowy… – Uśmiechnął do mnie czule.
-           Tak wieem, ale martwię się…
Pogadaliśmy jeszcze chwile, a gdy zszedłem z jego kolan. Tom wyciągnął z plecaka książkę, a ja położyłem głowę na jego ramieniu i zacząłem sunąć wzrokiem po teksie. Tom kończył czytanie w tym samym momencie, co ja.
Kierowca powiedział, że już jesteśmy. Zapłaciliśmy mu i poszliśmy na lotnisko. Cała klasa, wraz z rodzicami czekali na wymienników. U nas było troszeczkę inaczej. A mianowicie; nasza matka jest gwiazdą filmową, a ojczym producentem. My, jako dzieciaki, woleliśmy zostać w domu. I tak już od trzech, może czterech lat. Codziennie dostajemy od Simone od koło 10 000 dolarów, które głównie wydajemy na ciuchy, jedzenie i opłaty, a i tak jeszcze sporo zostaję. Nie lansujemy się tym, że mamy tyle forsy. Mieszkamy z bratem w małej miejscowości, z daleka od centrum miasta. Loitsche jest to dzielnica gminy w Niemczech, w kraju związkowym Saksonia-Anhlt, w powiacie börde, w gminie związkowej Elbe-Heide. W naszym miasteczku jest około 600 mieszkańców. A wracając do naszej matki; widzimy ją, raz może dwa razy do roku.
Tom objął mnie mocno i pobiegł w stronę grupy i samolotu, gdzie nauczycielka odbierała zgody. Spojrzałem na brata smutno, chciałem wrzasnąć, żeby nie leciał, żeby mnie nie zostawiał.
-           Du bist Bill? – Ktoś mnie zapytał, a ja odwróciłem się przodem do wysokiego chłopaka, który wyglądał, jak rasowy… Pedał. Czarna obcisła koszulka (upierałbym się nawet, że jest za ciasna, a koleś zaraz runie na ziemie nie przytomny), czarne rękawiczki i tego samego koloru obcisłe spodnie.
-           Ja.. Ich bin Bill… – Mruknąłem. – A ty, to pewnie Adam? – Zapytałem.
-           Tak… Myślałem, że będzie ciebie ciężej znaleźć. – Adam podał mi pomalowaną czarnym lakierem dłoń, którą uścisnąłem i nasze spojrzenia się spotkały. Przeszedł mnie dreszcz. Adam miał błękitne oczy, w których można był zatonąć.
-           Bill, czas na mnie! – Z tego „zafascynowania” wyrwał mnie krzyk mojego bliźniaka.
-           Okay! – Przytuliłem się do niego po raz ostatni.
-           Do zobaczenia.
-           To w Los Angeles, będzie czekać na Ciebie limuzyna i szofer..
-           Aha… –Mruknął i uśmiechnął się lekko, do mnie – Uważaj na siebie, Billy..
-           I ty też… – Ziewnąłem.
I zniknął w samolocie, a ja zacząłem rozmawiać z Adamem.
-           Gdzie chcesz iść?
-           Ja? Hmm… – Zamyślił się Adam. – Gdzie są najlepsze dyskoteki?
-           Eee.. – Spuściłem głowę. – Nie wiem, nie chadzam na dyskoteki.
-           OMG! Bill porywam Cię na dyskotekę…
-           Nie lubię za bardzo głośnej muzyki… – Westchnąłem cicho. – Yyyy… Jedziemy do mnie?
-           Okay..
…******…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz