sobota, 21 kwietnia 2012

5. - Dyskoteka..
Część druga | Ilość części dwie!

Jak wam się podoba? ^.^

Wesołych świąt;*!!aa

Hmm.. Nie mam siły tego sprawdzać, ale dobra..
Odpowiedzi na komentarze:
Oliwia: Dzięki, że mnie wspierasz ;*.. Jeżeli myślałaś, że Bill i Adam pójdą do łóżka to się mylisz.. Nie wiem, kiedy ich wsadzę „pod kołdrę”, ale wiem jedno… Będzie to ostra i gwałtowna zabawa ^  ^.

<lol2> Muszę częściej straszyć ludzi za wiechą <lol2>!

Rozdział: 5. – Dyskoteka. Cz. 2 z 2.
Bill:
            Adam rozglądał się zaciekawiony po wnętrzu dyskoteki. Zastanawiałem się czy będziemy tu długo, bo już mnie głowa pękała od głośnej muzyki. Ciemne pomieszczenie, nie dla tego, że było ciemno, ale dla tego, że ściany były czarne z namalowanymi gdzieniegdzie napisami w stylu gotyckim. Po prawej był DJ, a po lewej bar. Muzyka była głośna, aż uszy pękały.
-          Chodź! – Wrzasnął Adam przekrzykując muzykę i pociągnął mnie do baru. Zaczerwieniłem się, gdy zobaczyłem prawie nagie dziewczyny, tańczące na rurach lub popijające drinki z palemkami. Adam usiadł na wysokim, brązowym, barowym krześle i zamawiał dwa drinki z papai, i z melonem. Barmanka zatrzęsła bombonami i nalała wódki, a później soku z papai do naczynia i zaczęła nim trząść­, a gdy skończyła, uśmiechnęła się lekko.
-          Proszę.. – Powiedziała ponętnym szeptem nalewając do dwóch szklaneczek, drinka. Adam zapłacił i zabrał je z uśmiechem. Podał mi jednego.
-          Chodźmy gdzieś usiąść!
            Dojrzał dwie puste kanapy i zabrał mnie tam. Adam rozwalił się na jednej z nich.
- Dzięki.. – Uśmiechnąłem się do Adama. Usiadłem obok niego.
- Nie słyszę! – Krzyknął.
- Mówię, że dziękuję! – Powtórzyłem, tym razem głośniej, po czym upiłem pierwszego łyka napoju. Gardło zaczęło palić mnie niemiłosiernie.
- Aha! – Skinął mi głową.
            W klubie było mnóstwo osób, gdzieś mi śmignęła blond włosa głowa mojego kumpla, Tommy'ego, który tańczył wśród kolorowych świateł i dziwkarsko ubranych lasek. Adam wypił swojego drinka i pociągnął mnie na parkiet. Ludzie tańczyli. Ich napalone męskie i damskie ciała ocierały się zarówno o siebie, jak i o mnie. Nie chciałem tańczyć, ponieważ… Ehh… Nie potrafiłem, nie chciałem. Adam z tego, co zauważyłem, poruszał się świetnie. Jego ciało poruszało się w takt piosenki. Adam patrzył na mnie z … jawnym pożądanie i seksem. Jego usta były rozchylone. Na moim karku pojawiły się krople zimnego potu. Czarnowłosy złapał mnie za rękę i pociągnął mnie do siebie. Pisnąłem; przestraszyłem się. Piosenka się skończyła i poleciała następna. Adam obracał mną w takt piosenki. Szybko mną balansował. Ocierał się, okręcał, obejmował mnie w pasie. Nagle pochylił się nade mną. Jego usta znalazły się tuż przy mojej szyi. Kawałek skończył się szybko.
-          Jesteś niesamowity… – Szepnąłem, ale kiedy dotarło do mnie, co powiedziałem. Dobrze, że mnie usłyszał, bo i tak byłem już czerwony.
            Adam znów pociągnął mnie do siebie.
***
-          Idziemy do domu?! – Zapytałem około 2:00 zmęczonym i lekko pijanym głosem. Adam skinął mi głowo i oma się nie wyjebał, na schodach, prowadzących z wyjścia dyskoteki. Chłodne, kwietniowe powietrze uderzyło mnie z całej siły w twarz. Brrr…
            Szliśmy powoli, ulice były puste. Jedynie latarnie dawały cień światła. Adam był oparty o moje ramię. Gadała jakieś pierdoły i wybuchał śmiechem. Sięgnąłem do kieszeni spodni i wyciągnąłem pęk kluczy, tylko po to, żeby otworzyć jednym z nich drzwi, a później rzuciłem kluczami na szafkę. Zdjąłem Adamowi buty, z siebie ściągnąłem kurtkę. Wziąłem Adama do gościnnego pokoju, gdzie aktualnie spał. Pchnąłem go na łóżko. Adam od razu został zwalony z nóg. Już nigdy więcej nie będzie pił!
***
Adam:
            Bill, odprowadził mnie do łóżka, na które padłem niemalże od razu zasypiając. Okryto mnie kołdrą.
***
Obudziły mnie poranne, promienie, wschodzącego słońca i potworny ból głowy. Najpierw uchyliłem, ale sekundę później zacisnąłem powieki i jęknąłem. Bill wszedł do pokoju, a ja westchnął ciężko uchylając powieki.
-          Tabletki i woda, później idź spać … – Uśmiechnął się i odwrócił do mnie plecami i przy drzwiach rzucił. – Idę pobiegać, wracam za jakiś czas..
-          Bill?
-          Hmm..?
-          Dzięki. – Padłem na po duszki i łyknąłem dwie tabletki przeciw bólowe, które popiłem wodą i wróciłem do spania.
***
Bill:
            Tom obudził mnie o 6:30 przez sms-a. Napisał mi, że u niego wszystko super, i że kupił wielkiego, czarnego, pluszowego psiaka, z powodu, iż miałem alergię na sierść psów i innych zwierząt, to nie mogłem. Potem napisał, że znalazł sobie laskę do – i tu się zarumieniłem, ja, kto ja – pieprzenia. Poszedłem do kuchni. Przespałem niecałe trzy i pół godziny. Zrobiłem sobie kawę i wypiłem ją, a następnie spojrzałem na magiczny wschód słońca. Wyglądał magicznie. Najpierw na ciemnym niebie zaczęły znikać ciemne chmury, zastępując je czerwonymi, pięknymi kolorami. Stopnia czerwień była zastępowana przez pomarańcz oraz żółć, a następnie, gdy kula wynurzyła się całkowicie, niebo przybrało odcień cudownego błękitu.
            Odwróciłem się tyłem do okna i złapałem za butelkę z wodę i jakieś tabletki przeciwbólowe, które wyciągnąłem z apteczki w łazience na dole i zaniosłem je Adamowi. Ciekawe czy śpi?
            Wyszedłem z łazienki i ruszyłem, po schodach w kolorze mahoniowym, do gościnnego pokoju. Nie spał. Leżał na wznak i przesłaniał oczy, lewą ręką, masując skronie.
-          Tabletki i woda, później idź spać … – Uśmiechnąłem się i odwróciłem. – Idę pobiegać, wracam za jakiś czas.. – I już byłem przy drzwiach.
-          Bill?
-          Hmm..?
-          Dzięki. – Usłyszałem dźwięk upadku na poduszki i uśmiechnąłem się, po czym wyszedłem zamykając cicho drzwi. Poszedłem do siebie. Do końca korytarza i w prawo. Postanowiłem na serio, pójść pobiegać. Ciekawe jak duże zakwasy mnie czekają?
            Ubrałem czarny dres i białe adidasy z czarnym nieokreślonym wzorkiem z boku.­ Zawiązałem buty i poszedłem na podwórko. Zacząłem rozciągać, robiłem mięśnie; skłony i takie tam. Gdy skończyłem, postanowiłem biec w stronę parku. Ja w przeciwieństwie do brata, który wybierał siłownie i dosyć mocno pakował, wolałem parki i lasy. W drodze powrotnej zahaczę o las, pomyślałem wkładając słuchawki, od telefonu do uszu i włączyłem muzykę. Wiatr delikatnymi ruchami, jakby ktoś je całował, muskał moje policzka. W tedy pomyślałem o Adamie…
Przystojny, miły, młody, mężczyzna… Ciekawe, jak całuję… Aaaa!! Co? Ja to pomyślałem!? Nie! Nie! Nie! Ty nie możliwe, ja nie jestem pedałem! Tylko, kto był w tych snach? To nie możliwe. Jasna cholera..
Dobiegłem do bramy wyjściowej z parku. Teraz do lasu.
On mi nie może się śnić! Chyba muszę iść do psychiatry albo do psychologa. Skończyłem o nim myśleć i wbiegłem do lasu.
Piękne, osłonięte koronami drzew miejsce, które miało swój urok. Nie chodziło tu tylko o przyrodę, ale o magię miejsca. Wysokie, piękne drzewa, gdzieś w oddali było słychać szum liści, a to wiewiórka przebiegła mi pod nogami. O tak! Lubiłem takie miejsca. Szłoby tu zrobić piknik z Adamem. Oh! Szlag! Znowu on.
…******…

4. - Dyskoteka..
Część pierwsza | ilość części: dwie!

O matko! Dziękuję, dziękuję i jeszcze raz dziękuję, jesteś koffani!
W nagrodę macie notkę na  ponad 5 stroneczek;*.
Odpowiedzi na komentarze:
Nita (o ile się dobrze wnioskuję, to ty mi napisałaś, jako: Billica@onet.pl): Wiem, zajebiście to opisałam, ale to dopiero początek problemów, Billa..
            Oliwia: Wiem, że mało, kto zna ten Parring. (Mam pomysł już na kolejne opowiadanie).
            Xxx: Dzięki :D..
            :3 – Dzięki ;))..
Pozdrawiam: Kushina w Yakuzie..
Rozdział: 4. – Dyskoteka cz. 1 z 2.
Adam:
            Całą drogę przegadaliśmy i śmialiśmy się. A gdy dotarliśmy na lotnisko, wyskoczyłem z samochodu i westchnąłem. Wyciągnąłem nasze torby. Byliśmy, jako drudzy. Nauczycielka (, co prawda nieprzytomna, no, ale cóż zrobić?) była, jako pierwsza. Siedziała na krześle i miała zamyśloną minę. Przywitałem się z kobietą z miłym uśmiechem, a ta odparła zmęczonym tonem: „Dzień dobry, chłopcy.”. Po niecałej pół godzinie, pozostała część ludzi zaczęła się zbierać. Wszyscy na wpół spali oraz siedzieli na torbach. Były tu dwie może trzy klasy. Z naszej jechałem tylko ja i Kris. A właśnie! Allen właśnie wyciągnął teczkę z plecaka i przyglądał się jej uważnie. Podszedłem do przyjaciela, który zmarszczył śmiesznie nos. Zapytałem go:
-           Co jest? Stary… – Chłopak prychnął i spojrzał na mnie.
-           Pamiętasz tego chłopaka? – Kris, wyciągnął fotkę jakiegoś blondyna.
-           Czy to nie Ratliff? – Zdziwiłem się. Blondyn strasznie wyładniał? Eee… Innym określeniem nie dało się go opisać niż „ładny”. Miał białą koszulę i czarne spodnie. Ciekawe, czemu tak nagle zniknął?
            Może dla tego, że go podrywałem? Z zamyślenia wyrwał mnie przyjaciel szturchając mnie w ramię. Uniosłem na niego wzrok, a następnie zapytałem go spokojnie, „co jest?”. Chłopak uśmiechnął się lekko i szepnął, że idziemy już do samolotu. Przeszliśmy przez bramki i weszliśmy do samolotu.
-           Więc, mieszkasz u Ratliffa?
-           Nie zaczyna się zdania, od „więc” – Mruknął, ale ja machnąłem na to lekceważąco ręką. – Ale, pewnie, że mieszkam… – Uśmiechnął się lekko.
            Już nie mogłem się doczekać aż do lecimy do miejsca przeznaczenia. Wsiadłem do samolotu, włączyłem MP4 i zacząłem słuchać muzyki. Po chwili usiadł przy mnie Kris, gadał coś do mnie, a ja westchnąłem cicho, wyciągając słuchawkę z lewego ucha.
-           Co gadasz?
-           Mówię, że zgłodniałem. – Westchnął.
-           Może być baton? – Zapytałem wyciągając snickersa z plecaka.
-           Daj, dzięki… – Uśmiechnął się lekko i zaczął otwierać słodycz z opakowania. Ja przymknąłem powieki i zapiąłem pasy.
-           Ej… Jak myślisz, ta blondynka będzie chciała się ze mną u mówić? – Zapytał, również zapinając pas.
-           Na pewno, tak. Jeśli pytasz o Monice. – Uchyliłem powieki.
Chłopak ziewnął. Oparł głowę wygodnie o oparcie biało-niebieskiego siedzenia i westchnął ciężko.
-           Wiesz, zdrzemnij się…
-           Dobry pomysł.. – Ziewnął. Chłopak zamknął oczy i zasnął. Obserwowałem go przez chwile, po czym zasnąłem, w słuchany w rytmy piosenki: Nicole Scherzinger – Don't hold your breath.
***
            Zostałem obudzony, przez Krisa. Wyglądało na to, że mamy postój. Ziewnąłem i spojrzałem na niego jak na debila.
-           Co chcesz? Gdzie jesteśmy?
-           Jesteśmy na miejscu… – Ziewnął.
-           O, ile przespałem?
-           Całą drogę… – Również chyba, dopiero, co się obudził.
            Przeciągnął się i usiadł na fotelu. Wyszliśmy z samolotu, oślepiło mnie marcowe słońce, świecące mocno i dosyć ostro. Czarnowłosy stał i machał gdzieś przed siebie, zszedłem po schodach i zapytałem go czy on to Bill Kaulitz. Chłopak odwrócił się i skinął mi głową. Jego włosy były wypindrzone do góry. Co dłuższe kosmyki, miał puszczone luźno na ramiona. Był pomalowany. Kwintesencją było jego ubranie. Bo wiem miał on na sobie czarne rurki i białą koszulę, którą miał rozpiętą pod szyją. Wiadomo… Gorąco było.
            Pogadałem z nim jeszcze chwilę, po czym podszedł jakiś gościu z czarnymi warkoczykami i w… Ogromnych ciuchach. Miały rozmiar chyba XXXL i podtrzymywał je jedynie czarny pasek. Ah! Pewnie to mój wymiennik, czytałem coś tam o nim… Jak mu tam Było? Eeee… Tim? Tam? Tommy? Nie... Tom, o właśnie, jego brat.
-           Okay! – Przytulił się do niego po raz ostatni.
-           Do zobaczenia.
-           To w Los Angeles, będzie czekać na Ciebie limuzyna i szofer..
-           Aha… – Mruknął i uśmiechnął się lekko do chłopaka.– Uważaj na siebie, Billy..
-           I ty też… – Ziewnął, ale widać było, że wewnętrznie cierpi i już tęskni.
-           Gdzie chcesz iść? – Zapytał patrząc na mnie
-           Ja? Hmm… – Zamyśliłem się na chwilę. – Gdzie są najlepsze dyskoteki?
-           Eee.. – Spuścił głowę. Nie wiedział, gdzie są, bo stwierdził, że nie chodzi na takie imprezy. – OMG! Bill porywam Cię na dyskotekę…
-           Nie lubię za bardzo głośnej muzyki… – Westchnął cicho i zmienił temat. – Yyyy… Jedziemy do mnie?
-           Okay..
***
            Dom Billa był ładny. Miał czarny dach i zielone ściany, drzwi były wykonane z mahoniowego drewna z owalnym okienkiem na środku. Trawa była idealnie przycięta, a kwiaty cudownie pachniały. Było tam też sporo drzew, a na jednej z nich wisiała huśtawka. Dom był duży, co było widać już z daleka. Bill otworzył czarną furtkę, przez, którą bez problemu przeszedłem.
Weszliśmy do domu, a ja rozejrzałem się po nim ciekawsko. Ganek był w odcieniu pomarańczy, na ziemi były podgrzewane kafelki. Była tam szafa, do której Bill włożył buty.
-           Co tak stoisz? – Zapytał zdziwiony.
-           Eee… Sorry. Podziwiam.. – Uśmiechnąłem się lekko.
-           Aha… Dać Ci kapcie?
-           Nie, dzięki mam swoje.. – Mruknąłem i rozwiązałem białe adidasy, które po chwili zdjąłem. Dotknąłem stopami ciepłej podłogi. Bill zabrał buty ode mnie i włożył tuż obok swoich w idealnym rzędzie.
-           Dobra, biorę się za lekcję, a później możemy gdzieś wyjść… – Uśmiechnął się leciutko.
-           Dyskoteka? – Zapytałem.
–          Możemy być. – Mruknęłam.
***
            Wziąłem torbę i zabrałem ją do pokoju gościnnego. Pokój, w jakim miałem mieszkać przez dwa tygodnie lub dłużej, miał ciemno-zielone ściany, gdzieniegdzie były narysowane kolorowe papugi. Nad łóżkiem, na ścianie był feniks z szeroko rozłożonymi skrzydłami, które przypominały rozłożonego Jezusa na krzyżu, z oczu wiecznego, czerwonego ptaka płynęły łzy, krwawe, łzy. Ta ściana, a raczej ilustracja znajdująca się na niej, zdawała się jakby ożywiona. Dotknąłem ptaka – dopiero teraz zauważając, że ptak ma przestrzeloną pierś, strzałą –; niestety to tylko wyobraźnia. Przyglądałem się obrazowi jeszcze przez dłuższą chwilę. Łóżko było naprawdę duże i stało po lewej stronie od wejścia bądź wyjścia z łazienki. Duża, pusta szafa – zasadzie to mogłem się tam rozpakować, ale nie wiedziałem, czy było mi wolno – stała przy ścianie.
Poszedłem pod prysznic, a gdy tylko spodniego wyszedłem to rozejrzałem się po pomieszczeniu; łazienka była duża. Ciemnogranatowe kafelki na ścianie oraz jasno błękitne w kształcie fal na ziemi. Szafki stały po prawej stronie wejścia. Na środku pomieszczenia była duże jacuzzi, aktualnie bez wody i kibel. Umywalka była przy ścianie; przyłączona do mebli.
            Umyłem zęby nową szczoteczką, na którą na łożyłem sobie ówcześnie pastę blendamed i wyszedłem z pomieszczenia, a następnie podszedłem do torby. Zajrzał do mnie Bill. Stałem, a raczej kucałem grzebałem w swojej torbie, przebierając w niej wszystkie swoje bluzki, koszulki, spodnie, skarpetki oraz bokserki.
-           Adam? – Spytał niepewnie.
-           Słucham? – Odwróciłem do niego swoją głowę. Miał na sobie fioletową bluzę z kapucą oraz czarne spodnie.
-           Wiem już gdzie są dyskoteki… Sprawdziłem w necie. – Oznajmił z uśmiechem.
-           Okej… – Uśmiechnąłem się.
-           Tylko za nim tam pójdziemy to, chcę Cię zapytać, co chcesz zjeść?
-           Ja? Eee… W sumie, to obojętne. – Wzruszyłem ramionami. Bingo! – Wyciągnąłem bokserki w panterkę.
-           To się ubieraj i chodź do kuchni. Po schodach w dół, drugie drzwi, te, które są otwarte, cały czas. Te pierwsze są do łazienki gościnnej, tam jest tylko ubikacja i umywalka.
-           Okej, spoko…
***
            Ubrałem się i jedynie w spodniach poszedłem do kuchni. Bill zrobił kanapki z… Sałatą zielonym ogórkiem oraz co mnie zaskoczyło ze szpinakiem. Nie byłem przyzwyczajony do takiego jedzenia.
-           Bill? – Skrzywiłem się lekko. – Ja jadam troszkę inaczej… – Ugryzł kawałek kanapki.
-           To pogrzeb sobie w lodówce i znajdź, sobie coś odpowiedniego.
-           Spoko… – Wziąłem się za przeszukiwanie lodówki.
            Wziąłem sobie drzem, zauważyłem jajka. Mmm… Zrobię rano naleśniki z serem i  z dżemem
***
            Zjedliśmy obiadokolację, Bill poszedł się wypindrzyć, a ja poszedłem się przebrać. Założyłem na tyłek obcisłe spodnie i ciemną koszulkę, która przylegała do ciała. Założyłem białe Adidasy, a potem czekałem na niego przed domem, patrząc w rozgwieżdżone niebo. Bill wyszedł po chwili ubrany białe rurki, biało-czarną koszulkę, która miała paski poziomo oraz nie zgadniecie, ale… Miał też białą kurtkę i szal w tym samym odcieniu, co koszulka, oh no, i oczywiście buty na obcasie!
-           I co? – Westchnął widać było, że czuł się zakłopotany.
-           Wyglądasz, jak… – Zawahałem się – … Jak kobieta…– Dodałem. – Uznaj to, jako komplement.. – Uśmiechnąłem się ciepło.
-           Dzięki.. – Jego pomalowane pudrem policzka dopadł krwisty rumieniec. – No to idziemy? – Zwinnie zmienił temat.
***
            W klubie nocnym kręciło się wiele osób. Mężczyźni i kobiety wchodzili, podając dokumenty ochronie.
-           Słuchaj, my nie mamy osiemnastu lat skończonych. – Mruknął Bill. – Może chodź gdzieś indziej?
-           Oh, nie, nie ma mowy! – Teraz ja podchodziłem do mężczyzny. – Dwa, poproszę..
-           Dowód…
-           Proszę Cię, czy ty wiesz, z kim rozmawiasz? – Zapytałem zdenerwowany, chociaż te nerwy były udawane. Facet uniósł głowę i spojrzał na mnie z nad czarnych okularów. – Jestem z Los Angeles, jestem modelem, jeżeli mi nie pozwolisz wejść z moim przyjacielem, uwierz mi, twoja posada zawiśnie na włosku.
-           No, dobra, dobra… Wchodźcie. – Mruknął. – Ale coś się należy… – Uśmiechnął się lekko, wrednie.
-           Ile?
-           80 euro.. – Dałem mu w łapę. Weszliśmy do środka, a raczej ja wszedłem do środka, a Billa wciągnąłem siłą. Rozejrzałem się po klubie, pół nagie dziewczyny, niektóre całkiem nagie kręciły tyłeczkami na parkiecie światła migotały z głośników płynęła ostra muzyka, pop-rockowa. Bill skrył się za mną, czerwony na twarzy.
-           Wyluzuj, chodź, po tańczyć.! – Wrzasnąłem przekrzykując muzykę.
…******…
PS.:     Od następnego razu będę pisać raz jako Bill a raz Adam;].…

piątek, 20 kwietnia 2012

3. - Nasze spojrzenia się spotkały!!

Jestem zmęczona i chora… Jak dojdę do siebie * Kicha! * to, to sprawdzę;)) Ludzie!! Dziękuję, za komentarze. Kochani jesteście :D!!

Pozdrawiam:   Kushina w Yakuzie…
Rozdział: 3. –  Nasze spojrzenia się spotkały!!
Bill:
            Gdy tylko otworzyłem oczy, Tom pochylał się nade mną, lekko szturchając mnie w ramie.
-           Co jest? – Przeciągnąłem się.
-           Musimy już iść… – Mruknął, po czym wyszedł z pokoju zabierając coś z podłogi. Wazonik! Ale z niego niezdara.
-           Już wstaję, wstaję, noo… – Ziewnąłem i usiadłem. – Tom, masz wszystko? – Zapytałem, lukając na zegar. 10.30. – Gitarę, laptopa, zasilacz, pieniądze, kartę kredytową matki, telefon i ładowarkę, jedzenie?
-           Tak, wszystko mam..
-           A dokumenty?
-           Też..
-           To dobrze.. – Mruknąłem. – To za ile masz być na lotnisku?
-           O 12.15, z tobą, bo musisz wziąć wymiennika.
-           Taa.. Już zaczynam tęsknić. – Westchnąłem smutno. Tom objął mnie po bratersku.
-           Zobaczysz, wrócę bardzo szybko..
-           Hehe.. Mam nadzieje..! – Uśmiechnąłem się
-           Ej! Tylko nie rycz… – Parsknął śmiechem. – To dobre dla bab..
-           Taa.. – Przewróciłem oczami i wstałem z wyrka idąc do łazienki. – Idę się wykąpać.
-           Spoko!
            Jak co dzień wziąłem kąpiel i zrobiłem sobie make-up, gdy wyszedłem z łazienki, Tom siedział u siebie. Słyszałem, jak gra na gitarze. Ubrałem się w czarne rurki i białą koszule na nogi założyłem czarne skarpetki i tego samego koloru buty, ale wysokich koturnach. Byłem gotowy.
Zapukałem do brata, który zaprosił mnie do środka.
-           Ehh… Znowu „śliiicznie” wyglądasz. – O my fucking Goth! Tom i sarkazm.
-           Co jest?
-           Rzuciła mnie.. – Westchnęła.
-           Ehh… W Stanach znajdziesz sobie pełno takich lasek.. – Chciałem powiedzieć, że „znajdziesz sobie pełno nowych dup”, ale się powstrzymałem.
-           Mhm… Walić ją! Bill podpisz mi zgodę. – Mruknął cicho.
-           Okey.. – Wziąłem papier do ręki i machnąłem na świstku podpis.
***
            Wsiedliśmy do taksówki, po którą zadzwonił Tom i ruszyliśmy stronę Hamburskiego lotniska. To miała być długa droga. Ponad trzy godziny jazdy. Ehh…
-           Tom wszystko masz? Telefon, kartę kredytową matki, dokumenty?
-           Już o to pytałeś… – Ciężko westchnął.
-           Wiem, przepraszam nakręcam się..! – Pisnąłem i wtuliłem się w brata. Tom wziął mnie na kolana i pogładził po głowie, wzdychając cicho.
-           Tak, zauważyłem. – Zaśmiał się. – Wrócę cały i zdrowy… – Uśmiechnął do mnie czule.
-           Tak wieem, ale martwię się…
Pogadaliśmy jeszcze chwile, a gdy zszedłem z jego kolan. Tom wyciągnął z plecaka książkę, a ja położyłem głowę na jego ramieniu i zacząłem sunąć wzrokiem po teksie. Tom kończył czytanie w tym samym momencie, co ja.
Kierowca powiedział, że już jesteśmy. Zapłaciliśmy mu i poszliśmy na lotnisko. Cała klasa, wraz z rodzicami czekali na wymienników. U nas było troszeczkę inaczej. A mianowicie; nasza matka jest gwiazdą filmową, a ojczym producentem. My, jako dzieciaki, woleliśmy zostać w domu. I tak już od trzech, może czterech lat. Codziennie dostajemy od Simone od koło 10 000 dolarów, które głównie wydajemy na ciuchy, jedzenie i opłaty, a i tak jeszcze sporo zostaję. Nie lansujemy się tym, że mamy tyle forsy. Mieszkamy z bratem w małej miejscowości, z daleka od centrum miasta. Loitsche jest to dzielnica gminy w Niemczech, w kraju związkowym Saksonia-Anhlt, w powiacie börde, w gminie związkowej Elbe-Heide. W naszym miasteczku jest około 600 mieszkańców. A wracając do naszej matki; widzimy ją, raz może dwa razy do roku.
Tom objął mnie mocno i pobiegł w stronę grupy i samolotu, gdzie nauczycielka odbierała zgody. Spojrzałem na brata smutno, chciałem wrzasnąć, żeby nie leciał, żeby mnie nie zostawiał.
-           Du bist Bill? – Ktoś mnie zapytał, a ja odwróciłem się przodem do wysokiego chłopaka, który wyglądał, jak rasowy… Pedał. Czarna obcisła koszulka (upierałbym się nawet, że jest za ciasna, a koleś zaraz runie na ziemie nie przytomny), czarne rękawiczki i tego samego koloru obcisłe spodnie.
-           Ja.. Ich bin Bill… – Mruknąłem. – A ty, to pewnie Adam? – Zapytałem.
-           Tak… Myślałem, że będzie ciebie ciężej znaleźć. – Adam podał mi pomalowaną czarnym lakierem dłoń, którą uścisnąłem i nasze spojrzenia się spotkały. Przeszedł mnie dreszcz. Adam miał błękitne oczy, w których można był zatonąć.
-           Bill, czas na mnie! – Z tego „zafascynowania” wyrwał mnie krzyk mojego bliźniaka.
-           Okay! – Przytuliłem się do niego po raz ostatni.
-           Do zobaczenia.
-           To w Los Angeles, będzie czekać na Ciebie limuzyna i szofer..
-           Aha… –Mruknął i uśmiechnął się lekko, do mnie – Uważaj na siebie, Billy..
-           I ty też… – Ziewnąłem.
I zniknął w samolocie, a ja zacząłem rozmawiać z Adamem.
-           Gdzie chcesz iść?
-           Ja? Hmm… – Zamyślił się Adam. – Gdzie są najlepsze dyskoteki?
-           Eee.. – Spuściłem głowę. – Nie wiem, nie chadzam na dyskoteki.
-           OMG! Bill porywam Cię na dyskotekę…
-           Nie lubię za bardzo głośnej muzyki… – Westchnąłem cicho. – Yyyy… Jedziemy do mnie?
-           Okay..
…******…

2. - Genialna noc..

2. - Genialna noc..
Jest mi przykro, że nie ma komentarzy.. Czemu mnie nikt nie czyta?! Aż tak źle piszę? Moje opowiadania.. Myślę, że one nie są aż takie złe.

Jak nie będzie do 01.kwietnia.2012r., żadnego komentarza, to pierdole to kończę z tym opowiadaniem!

Tak jest ciężko napisać kilka miłych słów?

Ludzie no bez przesady!!
Uwaga poniższa informacja jest przestarzała!:
Mam godzinę: 04.05, rano; dnia: 02.07.12r., a ja się biorę za sprawdzania  ;))) – Wiem, dziwna jestem, ale przespałam pół dnia :D. Myślę, że około: 5.00, będę pisać kolejną notkę;))..
Rozdział: 2. - Genialna noc..
Adam:
            Mój przyjaciel, Kris Allen zapisał nas na wycieczkę do Niemiec. Rozbieganym spojrzeniem patrzyłem na torbę i sprawdzałem czy aby niczego nie zapomniałem; bielizna, jest, ubrania są, laptop mam, zasilacz i ładowarka do laptopa, jest! Jedzenie kupie dzisiaj po szkole. Karta kredytowa, portfel, pieniądze, mam. Dobra posiadam już wszystko.
            Miałem same A*, z języka niemieckiego. Lubiłem ten język pomimo trudności, jakie mi sprawiała wymowa niektórych słówek. Zawsze marzyłem, żeby jechać do Niemiec. Powrzucałem wszystko do torby, zapiąłem ją, wstałem z łóżka i zrobiłem sobie kolację.
Właśnie zapomniałem się przedstawić: nazywam się Adam, a moje nazwisko, Lambert. Tak, ten Lambert. Moja matka, – kochana kobieta – jest projektantką mody, jej imię to Leli, a moim ojcem jest również pracownik tej samej branży, a nazywa się on Novatel Wireless Eber Lambert, dokładniej jest pracownikiem mojej mamy. Mieszkamy w dużej willi z dwoma basenami, w Indianapolis w stanie Indiana.
-           Mamo, chcesz coś do jedzenia?! – Krzyknąłem do kobiety, która była akurat w domu.
-           Nie, dziękuję kochanie… – Krzyknęła, a ja wziąłem jedną z kanapek do ust. – Mamo, podpiszesz mi, coś? – Zapytałem niepewnie.
-           Dobrze, ale mi się śpieszy.. – Kobieta przeleciała przez kuchnie jak pershing, łapiąc szybko za kubek z kawą i pijąc go, dość łapczywie, podpisała mi zgodę na wycieczkę. Wziąłem sobie jedzenie.
***
            Przeciągnąłem się i usiadłem na łóżku. Odpaliłem laptopa, sprawdziłem szybko newsy w Internecie, wiadomo, od rana do wieczora trzeba się lenić, a gdy trzeba iść do szkoły, to a) nie jest się nigdy, ale to nigdy wyspanym, b) Nie ma się informacji i c) trzeba brać kierowcę, tylko po to, żeby podrzucił Cię trzy przystanki dalej, bo ty sam nie dojdziesz z powodu zasypiania na siedząco. Byłem pieprzonym samoukiem, a nie, że trzeba mnie było zmuszać do wszystkiego. Rok temu zdobyłem złoty pas karate, a dwa lata temu zło to na szkolnej olimpiadzie. Po sprawdzeniu wszystkiego, umyłem się, ubrałem i wyszedłem z domu. Czarne, cholernie obcisłe spodnie i tego samego koloru koszulka na krótki rękaw. Tak… Jestem gejem. Wszyscy w szkole o tym wiedzą i nikt nie ma do tego obiekcji.
            Zapukałem w czarną szybę samochodu, a gdy ta została opuszczona spojrzałem do środka a widząc szeroko uśmiechniętego mężczyznę, skinąłem mu głową i powiedziałem prosząco, aby podrzucił mnie do szkoły. Widząc mój wyraz twarzy, mężczyzna parsknął śmiechem i pokiwał potakująco głową, żebym wsiadał. Usiadłem na miejscu z tyłu limuzyny, opychając się żelkami. O tak, kolejny plus bycia bogatym siedemnastolatkiem!
***
Przymknąłem drzwi z samochodu i ruszyłem do szkoły. Już od progu przywitała mnie roześmiana gęba mojego przyjaciela - Krisa Allena, o którym już wcześniej wspominałem. Przywitaliśmy się sztamą. Allen miał swój własny zespół, co prawda szkolny, ale zawsze jest. Lubiłem słuchać jak ten siedemnastolatek śpiewa Kris, miał ciemno brązowe włosy aktualnie czarną, skórzana kurtkę czarne jeansy i wyszczerz na mordzie, a co za tym idzie piękne białe zęby. Szatyn i ja znaliśmy się od zawszę.
-           Co to, nowe ciuchy? – Zaczął.
-           A może najpierw „Witam, Panie i władco”?.. – Zaśmiałem się.
-           Taak.. Siema. Ale i tak fajne są – Uśmiechnął się. – Chodźmy na lekcję..
-           Okay. – Westchnął cicho i weszliśmy do szkoły.
***
            Chemia, Biologia, Historia, godzina wychowawcza i Język Niemiecki. Na tym przed ostatnim dowiedziałem się, do kogo jadę, gdzie jest miejsce zbiórki, na ile jadę, o której mamy planowany od lot z skąd i o której porze.
            A więc, po kolei: Jadę do niejakiego Billa Kaulitza. W Los Angeles, w stanie California, mieliśmy mieć zbiórkę o godzinie 3:30. Jechałem początkowo na tydzień, jeżeli się tej osobie, która będzie mieszkać u mnie spodoba, oraz mi również, to będziemy mogli to przedłużyć do końca roku, szkolnego. Zbiórkę mieliśmy już na lotnisku, a wyjazd do Niemczech o godzinie 4:25.
            Po szkole z przyjacielem ruszyliśmy do sklepu. Kupiliśmy sobie jedzenie i picie, na dzisiejszą noc i następnych kilka dni. Cały czas chodziła przy mnie ochrona. No cóż… W końcu jestem synem projektantki mody.
Kupiłem chleb, nuttele, ciasteczka, biszkopty, piwo, popcorn, 0,5 cole razy dwie zgrzewki, fajki, gumy do żucia i pizze, taką do jedzenia na zimno.
***
-           Zostaniesz na noc? – Zapytałem przyjaciela, sącząc piwo z butelki i leżąc na łóżku, na brzuchu, jednocześnie machając nogami w powietrzu.
-           Jak chcesz… – Westchnął i machnął ręką siedząc na wysokim, barowym krześle. W ręce miał butelkę. Allen miał słabą głowę, jeśli chodzi o alkohole. Ja miałem średnio słabą, ale mocniejszą, niż on. Jak on wymiękał już przy połowie pierwszego piwa, to ja między trzecim, a piątym.
            Spojrzałem na zegarek. Hmm.. 20.15. Wziąłem telefon i zadzwoniłem do rodziców chłopaka, którym oznajmiłem, że ich syn zostaję u mnie na noc, a później dodałem, że za chwilę przyjedzie kierowca, który zabierze torby, Krisa. Chłopak w tym czasie dobrał się do paczki z popcornem, a ja w tym czasie zadzwoniłem do kierowcy i poprosiłem go grzecznie, żeby pojechał po torby szatyna.
-           Co robimy? – Zapytał schodząc barowego krzesła i walając się obok mnie.
-           Dzięki.. – Rozłączyłem się i wrzuciłem telefon do plecaka, który stał, obok biurka. – A co chcesz? Grać na PS3 czy oglądać film? – Odparłem
-           Film. – Ziewną.
-           Okay.. A co?
-           Piła VI…**
Skinąłem mu głową. Wstałem z łóżka i podszedłem do telewizora. Przykucnąłem i wyciągnąłem z szafki pudełko z filmami. Po chwili znalazłem odpowiednią płytkę DVD, którą wsadziłem do odtwarzacza, chwilę później włączając przerażający horror.
Położyłem się, obok, Krisa, który oparł głową na mojej klatce piersiowej.
-           Co robisz? – Zapytałem zdziwiony, ale odrywałem oczu od zaczynającej sceny filmu, gdzie był dwóch chłopaków i dziewczyna, którzy byli zamknięci w szklanym pomieszczeniu. Dziewczyna się nagle obudziła i spojrzała w dół wrzeszcząc przeraźliwie, co uruchomiło zegar, który odmierzał czas, do końca ich istnienia. Młodzi mężczyźni się ocknęli i spojrzeli po sobie z nienawiścią. Wrogowie. Hmm… Jigsaw opowiedział im, co mają zrobić. Obaj młodzieńcy sprzeczali się przepychając piły między sobą, a dziewczyna tylko dolewała oliwy do ognia wzniecając, co chwila to jednego, to drugiego. W końcu obaj zabili dziewczynę, która wrzeszczała jeszcze chwilę po tym jak obaj nastolatkowie zostali rozkuci.***
            Allen uniósł się na rękach i spojrzał na mnie pijackim lekko spojrzeniem.
-           Ja… – Patrzył na mnie z bliska… Takim, takim nie odgadnionym wzrokiem. – … Chce spróbować całować się z tobą, Adam.. – Ostawił piwo, a raczej jego pustą butelkę na szafeczkę nocną i pochylił się nade mną.
-           Kris, co ty… – Szepnąłem cicho i złapałem go w pasie, tak, aby nie spadł. Ten pochyliłem się nad mną i pocałował mnie namiętnie.
Po chwili odwzajemniłem jego pocałunek.
***
            Obudziłem się około godziny pierwszej w nocy. Dwie godziny do odjazdu. Właściwie mamy półtorej godziny. Z westchnieniem chciałem obudzić szatyna, który spał mocno wtulony we mnie, ale z rezygnowałem. Niech pośpi jeszcze pół godziny, a gdy się umyję to i jego obudzę.
Westchnąłem ciężko… On i ja… Nieee…! Nie może być. Spojrzałem na przyjaciel, który przykleił się do mojego ramienia. Będę go musiał zapytać, co on do mnie tak naprawdę do mnie czuję. Obudziłem go równo o godzinie 01:30, gdy ja sam wyszedłem z łazienki.
-           Rusz się… – Mruknąłem cicho. – Bo Ci naleśniki zjem.
-           NALEŚNIKI!! – Wrzasnął, gwałtownie siadając na łóżku. Ja buchnąłem śmiechem. Nigdy się nie nauczy tego, że jego ukochane naleśniki, mogę mu zrobić zawsze i praktycznie tylko dla niego?
Ja nie jadam naleśników na śniadanie. Wolę kromkę z nuttelą i gorące mleko, ewentualnie kakao.
            Gdy wyszliśmy z domu była druga w nocy. Ciągnąc torbę na kółkach do samochodu i niosąc plecak na plecach, zapytałem przyjaciela, u kogo będzie mieszkał. On zrobił zdziwioną minkę i odparł, że nie sprawdził tego. Dodał jednak, że sprawdzi w samolocie.
-           A ty, u kogo mieszkasz.. – Zapytał z uśmiechem.
-           U jakiegoś Billa Kaulitza.. Hmm… Mam jego zdjęcie w teczce. Śliczny jest… – Mruknąłem cicho.
-           Mhm..
            Stanęliśmy między limuzyną, a samochodem sportowym. Zapytałem przyjaciela, jakim autem chce jechać. On wskazał mi na czarny samochód z przyciemnianymi szybami.
-           Jak chcesz.. – Stuknąłem w szybę paznokciem, pomalowanym na czarno. Uchylił mi zaspany mężczyzna.
-           Słucham? – Uśmiechnął się.
-           Potrzebujemy z Krisem, podwózki na lotnisko w Los Angeles… – Uśmiechnąłem się szeroko, ale prosząco. Mężczyzna uśmiechnął się i skinął mi głową, żebyśmy wsiadali. Usiadłem z przyjacielem na miejscu, ówcześnie pakując bagaże do bagażnika. Następnie odjechaliśmy w stronę lotniska.
… ******…
*A – W stanach zjednoczonych o ile się nie mylę, jest system alfabetyczny (TABELA PONIŻEJ)
System cyfrowy:
System alfabetyczny:
1
F
2
E
3
D
4
C
5
B
6
A
**Piła VI – O ile się nie mylę, jest to ostatnia część SAW (piła). Horror amerykański, z 2011r – Polecam ten film, jest zajebisty!
***Taki mini spojler ;]

1. - Sny,,

Sny..
Obsesja: Dzięki za ten komentarz, pod fabułą..
Hmm.. Tak się zastanawiam, czy nie wkręcić tutaj jakieś trójkąta? Tom x Bill x Adam, była by nie zła jazda. Ale to będzie w następnym opowiadaniu, chyba..

Tak generalnie to 7 razy podchodziłam do sprawdzenia tej notki.. Według mnie jest nie co za słodka, a zwłaszcza na początku ^  ^"..
Za wszystkie błędy, z góry mówię: Można mnie zajebać, ale nie mam siły na ponowne sprawdzenie.. Hehe..

Mam jeszcze w planach wstać jutro - dzisiaj po 00:00 notkę na "Ich miłość zaczęła się na lodowisku", ale nie wiem, co z tego wyjdzie..;3

Rozdział: 1. – Sny.
            Czarnowłosy szedł przez ciemny korytarz. Jego kroki odbijały się głuchym echem od ścian, miejsca, w jakim się znajdował. Nagle widzi cień. Chłopak? Dziewczyna? Nie wie.. On już nie pamięta. Ale widzi! Widzi: niebieskie oczy, nieco krótsze, czarne włosy i tego samego koloru ciuchy oraz buty. Był wysoki. Podszedł do niego i… On zniknął.
-           Kim jesteś? – Zapytał przestraszony.
-           Jestem twoim snem… – Usłyszał za sobą szept cichszy od wiatru, ale gdy siedemnastolatek się odwrócił… Był sam.
 ***
Bill:
            Obudziłem się. Do mojego pokoju wpadł zapach jedzenia. Mmm.. Tom robi naleśniki! Wyskoczyłem z łóżka jak poparzony, a następnie potykając się o własne nogi wybiegłem z pokoju, do kuchni. Braciszek stał przy garnkach i nakładał jedzenie na talerze. Zasiadłem na krześle. Warkoczyk odwrócił się i postawił mi pod nos mój ulubiony posiłek. Oblizałem się i zabrałem prawie natychmiastowo za papu. Tom usiadł naprzeciwko mnie i również zaczął jeść. Bliźniak podjął ze mną temat szkoły i stwierdził, że jedzie na wymianę zagraniczną. Widelec zamarł mi w połowie drogi. Czy on sobie ze mnie kpi? To był tekst, który pojawił się w mojej głowie, jako pierwszy. Jak on śmie zostawiać mnie samego i dlaczego mnie też nie zapisał?!
            Tom stwierdził, że musimy troszkę odpocząć od siebie… Zrobiło mi się troszkę przykro, ale… Jak chcę tak, to dobrze. Zadałem mu jeszcze kilka pytań; między innymi, jak się ma i jak mu leci z jego dziewczyną. Gdy zjadłem, odstawiłem puste, już talerze do zmywarki. Pobiegłem do łazienki, a następnie rozebrałem się i wskoczyłem pod prysznic. Szybki, bo za raz mam szkołę! Wrzuciłem na siebie czarne jeansy i tego samego koloru bluzkę. Zrobiłem jeszcze szybki Make-up.
-           Księżniczko! Wychodź, bo się spóźnimy!
-           Już idę! – Krzyknąłem i wybiegłem z łazienki. Byłem pomalowany na czarno, a moje hebanowe włosy, splątałem w gumkę i wyszedłem z domu. Wsiadłem z bratem do autobusu i uśmiechnąłem się lekko do kierowcy. Usiadłem przy bracie i pojechaliśmy do szkoły.
***
W budzie było nudno. Język niemiecki: 1*, matma 1-, fizyka 1 i angielski mocne 2+*. Tom opuścił mnie na kilka godzin pod pretekstem kupienia czegoś na wyjazd. Ja po powrocie do domu zrobiłem sobie obiad i zjadłem go, po czym wziąłem szybki prysznic, a następnie zasiadłem do lekcji, które skończyłem po jakiejś godzinie.
-           Bill jestem! – Krzyknął Tom, wchodząc do domu, z zakupami.
-           Już idę! – Odparłem i zszedłem po schodach na dół.
-           Jutro wyjazd?
-           Tak..
Pomogłem bliźniakowi z jedzeniem i ciuchami. Kupił ZNOWU za szerokie spodnie, kilka bluz oraz koszulki. Jedzenie wsadziłem do lodówki, kanapki zrobię mu około 9:00, przy założeniu, że Tom, mnie w tym nie ubiegnie. Mop zabrał się za pakowanie, czytaj wrzucanie, wciskanie oraz upychanie byle jak wszystkiego, co mu w ręce wpadło. Bokserki, spodnie, koszulki i bluzy, wszelkiej inne rzeczy, rzędu „X” i „Y”.
-           Billuś, kochanie! Torba mi się nie domyka! – Krzyknął, będąc na piętrze. Z westchnieniem, wziąłem jogurcik i poszedłem do bliźniaka. Zwaliłem go z łóżka, wraz jego torbą, po czym wywaliłem całą zawartość przed chwilą wymienionej rzeczy na – Bogu winną – podłogę, po czym zacząłem mu wszystko prasować, a następnie układać w torbie. Gdy skończyłem to robić, spojrzałem z wrednym uśmiechem, po czym zapytałem:
- I co? Serio się nie da? – Parsknąłem śmiechem. Tom spojrzał na mnie i powiedział, że jestem zajebisty. Buchnęliśmy śmiechem.
***
            Leżą na łóżku, jeden z nich ma wspartą głowę na poduszkach. Czuł jak jego oddech sunie po jego ciele, drażniąc jego skórę. Ciało drży. Nie wie, jak wygląda, nie widzi jego twarzy, nawet nie wie, kim jest.
Podświadomie, niepewnie, nieśmiało objął jego szyję, a ten całuje rozchylone lekko wargi. Dlaczego? Sam nie wie, chce go, pragnie go. Przymyka oczy. Czuję, jak ich języki się splatają. Ma ochotę na tę osobę, pragnie jej dotyku dłoni.
-           Kim jesteś? – Szepce cicho, do ucha, gdy łączy ich stróżka śliny. Uśmiech na wargach. Już ma usłyszeć odpowiedź, już chcę jego ust dotykać.. Ale niestety… Usta się zamykają. Tajemnicza osoba zaczyna go znów całować. On zamyka oczy, oddaję mu pocałunek. Delikatny, z iskierką czegoś, na co nie ma ochoty czekać!
-           Bill…
Inny głos, dociera od drugiej strony pokoju, ale to nie on, to nie ta sama osoba, która się nad nim pochyla. On ma usta lekko rozchylone, które się mu tak szalenie podobają! Ciszę, przerywa huk.


            Mara senna, znika i ukazując mu rzeczywistość…
…******…
W Niemczech, osoby dostają odwrotnie oceny niż my (Tabelka z przykładami) – Wymagany program: Microsoft Office 2007, lub nowszy:
Polska:
 Niemczech:
6
1
5
2
4
3
3
4
2
5
1
6